Odwiedziłam
wczoraj Powiatowy Urząd Pracy w Białymstoku. Byłam tam pierwszy raz, więc do
końca nie wiedziałam co, gdzie i jak. WoW, wszystko tak super zorganizowane. Tu
bilecik, tam bilecik i nawet nie musiałam długo czekać w kolejce.
![]() |
System elektroniczny ułatwiający zarządzanie kolejką w PUPie w Białymstoku. Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta , źródło: bialystok.gazeta.pl |
Najpierw
rejestracja, by zdobyć status szacownego bezrobotnego. Wchodzę do pokoju, gdzie
w rogu czeka już na mnie pani urzędniczka. Dookoła widzę podobne stanowiska, a
przy nich? Nie uwierzycie. Na oko moi rówieśnicy. Pani U. spojrzała na dokumenty
i zaczęła skrupulatnie wpisywać dane do komputera. Informacja na stronie PUP-u
co do wymaganych papierów jest tak przejrzysta, że oczywiście wcześniej musiałam
skorzystać z infolinii, gdzie jak się później okazało, otrzymałam błędną
informację. Nie wzięłam ze sobą tzw. umów śmieciowych (bo tak mi poleciła
konsultantka, gdyż jak tłumaczyła, i tak obejmowały one czas studiów i
pracodawca nie musiał opłacać składek). Olałam je więc i zebrałam do teczki
świadectwa pracy, dyplomy, certyfikaty, zaświadczenie z ZUS-u. Ha! Oczywiście
po kilku minutach byłam już na przystanku czekając na autobus powrotny do
mieszkania, by dostarczyć brakujące dokumenty. Kupiłam godzinny bilet u
kierowcy z myślą, że może zdążę na nim jeszcze przyjechać z powrotem do
PUP-u. Niestety doczytałam małym druczkiem, że bilet jest ważny 60 minut od
momentu skasowania bez prawa do przesiadki. Dziwna sprawa zważywszy na to, że
nawet z jednego końca miasta na drugi jedzie się chyba max 45 minut. Poza tym
bardziej opłaca się kupić bilet jednoprzejazdowy za 70 gr mniej. Gdzie w tym
sens?
Absurdów
ciąg dalszy. Wracam. Zarejestrowana zostałam skierowana do pokoju z ofertami
pracy. Kilkanaście stanowisk urzędniczych. Ja trafiłam na bardzo spokojnego
Pana U., który chyba oszczędzał głos, bo bardzo niewiele się odzywał, jednak musiał
zadać mi garść standardowych pytań. Wymienię kilka moich ulubionych. Może
podpowiecie mi, jakie są prawidłowe odpowiedzi?
1.
Dlaczego nie może pani znaleźć pracy? Co
uważa Pani za główne przyczyny? (hmm zastanówmy się…pracodawcy oferują pracę na
czarno, brak sensownych ofert pracy… Panu U. oczywistym był jednak powód
młodego wieku i braku doświadczenia. Gdyby się nieco bardziej zainteresował
zauważyłby, że zdobyłam już pewne doświadczenia i to całkiem wartościowe).
2.
Dlaczego zarejestrowała się Pani w urzędzie pracy? (no przecież banalne, bo wierzę, że
znajdziecie mi Państwo wymarzoną pracę za godziwe wynagrodzenie, do której
codziennie rano będę przychodzić z uśmiechem :p).
3.
Jeśli miałaby Pani do wyboru pracę za najniższą krajową lub pozostanie bez
pracy, co by Pani wybrała? (hahaha jakby wybór pracy zależał tylko od
wynagrodzenia. Jest to rzecz ważna, ale gdzie cała reszta aspektów? Forma
zatrudnienia, stanowisko pracy, miejsce pracy, itp. itd. Ale generalnie nie
chciałabym pracować za najniższą krajową. Powiedzcie mi tylko, czy w tym
mieście tak się da, nie mając żadnych znajomości?).
Jak
miło. Nie ukończyłam jeszcze 25 lat, więc można mnie wysłać na staż
absolwencki. STAŻ. Dobre sobie, tyle, że jak był na to czas, to sobie robiłam
staże, praktyki i inne bzdury. Doświadczenie nabyłam, więc teraz chciałabym
jednak znaleźć pracę. Ale nie po to tam przyszłam oczywiście, bo czy Wy znacie kogoś, kto znalazł pracę za pośrednictwem PUP-u?
Ok
dziękujemy Pani. NEXT!
Po
powrocie do domu przejrzałam jeszcze te wszystkie dokumenty, które otrzymałam.
Na jednej z kart w rubryce „ostatnio wykonywany zawód” widnieje – doradca klienta.
Super, z tym, że nigdy na takim stanowisku nie pracowałam. Tym bardziej w
ostatnim miejscu, w którym nawet nie rozmawiałam z żadnym klientem. Mogło być
gorzej. Kolega dzień wcześniej mówił mi, że w karcie jego znajomego było
napisane – położna. W innym dokumencie Pani U. zapisała wykonywane przeze mnie
pracę na „umowę o pracę”. Z trzech, które miałam umieściła dwie i na pierwszym
miejscu odnotowała „Operator”. Widocznie to było najcenniejsze doświadczenie,
które zdobyłam pracując w wakacje na studiach, dlatego trzeba było umieścić je
w pierwszej kolejności. Następnej pozycji nie dało się nawet rozczytać – takie bazgroły!
Brak
jakiejkolwiek prywatności (stanowiska urzędników poustawiane jedno obok
drugiego), brak indywidualnego podejścia do człowieka, trzy czy cztery piętra
wypełnione urzędnikami. Masakra! Za to trafiłam na nie-miłą niespodziankę, bo w
urzędzie w jednej z kolejek spotkałam dawno niewidzianą koleżankę z liceum :)
Pracę
urzędnika można porównać do pracownika produkcji przy taśmie. W zasadzie to i
po co cokolwiek zmieniać? Wszystko działa tak sprawnie. Przydałoby się im jednak
szkolenie z zarządzania produkcją, by pokazać, że narastające zapasy niosą ze
sobą spore koszty.