czwartek, 12 grudnia 2013

Moja chuda szafa - idą Święta


Choć w Gdańsku po śniegu zostało praktycznie tylko błoto, atmosfera Świąt cały czas jest tu obecna. Niekoniecznie za sprawą ogromnej choinki na Długiej, która od niedawna konkuruje ze stojącym obok Neptunem w rywalizacji o największą atrakcję miasta. Przeprowadzam się, więc pakuję ubrania (słuchając z radia "Last Christmas" i kawałków temu podobnych) ... z zamiarem ich oddania.

Wczoraj robiłam porządki w szafie. Przed przeprowadzką chciałam dokonać selekcji, aby nie ciągnąć ze sobą wszystkiego. Nazbierało się tego trochę. Przede wszystkim  nienoszonych od dawna lub praktycznie wcale bluz i t-shirtów. Bez sensu byłoby je wyrzucać. Naczytałam się trochę o tych kontenerach na odzież używaną, które rzekomo służą pomocy biednym, a tak naprawdę ktoś na tym kręci niezły interes. Raz nawet widziałam jak po ubrania z tych pojemników przyjechał czarny sedan BMW (na oko rocznik min. 2010) z kierowcą ok. 30tki ubranym w skórzaną kurtkę. Oczywiście było po zmroku :) Postanowiłam dodać ogłoszenie w internecie, że chętnie pozbędę się kilku niepotrzebnych mi już ubrań. Nie dodawałam nawet żadnych zdjęć, a efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Dostałam mnóstwo maili od potrzebujących osób. Niektórzy opisywali swoją trudną sytuację, a ja nie wiedziałam, kogo mam wybrać. Czułam się z tym strasznie. Przecież to tylko kilka szmatek, które na początku chciałam po prostu wyrzucić. A ludzie są w tak trudnej sytuacji, że się wręcz o nie biją. Czytałam dramatyczne historie rodzin - od braku jednego z rodziców i bezrobocia drugiego po spalony dom... Masakra. Przez chwilę myślałam sobie: po co ja to sobie robię? Jakbym mało miała własnych zmartwień! Ale doszłam do wniosku, że te moje problemy wobec niedoli tych ludzi są tak naprawdę niczym. Nie wiem, co chcę w życiu robić, ciągle zmieniam miejsce zamieszkania, muszę wymienić plomby z amalgamatu na jakieś lepsze. Ot i moje kłopoty.

To wszystko sprawiło, że dodałam nieco więcej ubrań ze swej szafy do górki ciuszków z etykietą - pozbyć się. Jednak i tak, jak wiadomo, nie wystarczyłoby to do obdarowania wszystkich tych ludzi. Musiałam dokonać jakiegoś wyboru. Bardzo poruszyła mnie historia samotnej mamy, która nie mogła znieść upokarzania swojej córki w szkole przez to, że nosi ciągle te same i niemodne ubrania. Obrzydliwa sprawa. Do niej trafiły moje ciepłe bluzy z młodzieżowymi grafikami. W zamian otrzymałam podziękowania i zaproszenie na wakacje na wieś w okolice gór. Zrobiło mi się przez to niezmiernie miło. Odezwała się też do mnie nauczycielka. Napisała, że zna kilka dziewczynek, którym przydałyby się ubrania. Wyszczególniła jedną z nich, mieszkającą w domu dziecka. Sama dawała jej swoje ciuchy, ale były na nią trochę za duże. Mimo wszystko strasznie się ucieszyła i je nosiła. Ogromny szacunek dla tej pani za jej wspaniałą pracę. Pomoc biednym dzieciakom ze strony nauczycieli powinna być normą, a doskonale wiem, że to dość rzadkie postępowanie. Śmiem twierdzić więcej. Tacy uczniowie, nie dość, że poniżani przez rówieśników, często traktowani są jako osoby drugiej kategorii przez nauczycieli. Smutne, przerażające i w ogóle brak słów. Mam nadzieję, że to się jednak zmienia.
Logo zbiórki odzieży zimowej w gminie Kęty. Między innymi do takich akcji można się przyłączyć. Sprawdź czy organizowane są takie w Twojej miejscowości lub jeśli wolisz, dodaj ogłoszenie w sekcji - oddam za darmo.


I pomyśleć, że chciałam te ubrania wyrzucić. Co jakiś czas robię takie porządki i niestety wiele nienoszonych od dawna bluz i swetrów trafiło do śmietnika. Nie były w złym stanie. Raczej nosiłam je rzadko, bo zwykle sama je dostawałam od starszej siostry pracującej w korporacji odzieżowej, a czułam, że z nich wyrosłam. Teraz już wiem na pewno, że nigdy tak bezmyślnie nie zrobię. A może Wy macie jakieś niepotrzebne już ubrania w dobrym stanie? Może zamiast ich wyrzucania lub sprzedawania za grosze, warto przekazać je komuś potrzebującemu? Jest mnóstwo placówek, które przyjęłyby je bez wahania. Czasami, jak widać, wystarczy też jedno ogłoszenie w lokalnym serwisie. Idą Święta, a my przy użyciu minimalnego wysiłku możemy komuś sprawić ogromny prezent i przez to poczuć się lepiej. 

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Pokolenie Y - jak nas widzą?



Pokolenie Y - tak mówi się o osobach urodzonych w latach 80-tych i 90-tych, a więc o mnie i zapewne o Tobie. Słyszałam kiedyś opinię w radiu, że jesteśmy pierwszą generacją ludzi, którzy są mądrzejsi od swoich poprzedników. Objawiać ma się to w odpowiedzialności, stylu życia i nastawieniu do nowych wyzwań. Co miałoby o tym świadczyć?

Po pierwsze, wykształcenie. Za czasów naszych rodziców magistrem, czy inżynierem pochwalić się mogły tylko jednostki. Wówczas oznaczało to z marszu wysokie stanowisko i prestiż, a dziś zacna grupa absolwentów z mgr przed nazwiskiem zasila grono bezrobotnych lub wykonuje prace poniżej swoich kwalifikacji. Jednak jakby nie było, statystyki mówią same za siebie. Garniemy się do zdobywania wyższego wykształcenia, co chyba dobrze o nas świadczy. Nie gorzej ze swym życiem wychodzą też ludzie niespecjalnie dbający o swoją edukację. Mając fach w ręku wyuczony w zawodówce lub podczas pracy w momencie, gdy rówieśnicy korzystali z uroków studenckiego życia, bez problemu znajdują zatrudnienie, a nawet zakładają własne firmy. Co więcej, ich zdolniejsi zdaniem nauczycieli koledzy z klasy, często dla nich pracują. Mamy zatem co chcemy. Z jednej strony wysokie ego, bo możemy pochwalić się dyplomem uczelni, a z drugiej satysfakcję, bo udowodniliśmy nauczycielom, że nauka to nie żaden klucz do żadnej potęgi. Wszyscy powinniśmy być zadowoleni, prawda?
 

Jak można zinterpretować ten obrazek? Być może chodzi o to, że łamiemy wszelkie zasady, a może mamy wszystko gdzieś? Jak dla mnie - stawiamy na indywidualność ;) - źródło: duperrin.com
Po drugie, podobno lepiej dbamy o zdrowie. Ciężko byłoby się z tym nie zgodzić skoro medycyna i dostęp do niej (dr Google rulezzz) cały czas się rozwija. Znam jednak przypadki osób w moim wieku, które boją się chodzić do dentysty i unikają go jak ognia. To zapewne wynik traumy z dzieciństwa w rzeźnickim gabinecie. Dziś jednak powszechnie wiadomo, że to nic nie boli, naprawdę. To, z czego powinniśmy być dumni to to, że rzadziej sięgamy po używki, takie jak papierosy lub alkohol niż nasi poprzednicy. Zdarza się także, że uprawiamy jogging, chodzimy na lekcje tańca, dużo podróżujemy - jednym zdaniem prowadzimy aktywny tryb życia. Tak w przerwach w siedzeniu na fejsbuku, żeby można było później wrzucić fotki z tych naszych wyczynów. Może zabrzmiało to sarkastycznie, ale absolutnie nie mam nic przeciwko. Lubię to! 

Po trzecie, jesteśmy bardzo ambitni. Kolekcjonujemy doświadczenia z różnych miejsc pracy. I tak w CV można znaleźć rozmaite stanowiska i branże, z którymi się spotkaliśmy podczas praktyk, wakacji, staży i prac dorywczych. Poszukujemy własnej drogi i chcemy być konkurencyjni na rynku pracy, więc nic w tym dziwnego. Warto jednak zadbać o jakąś spójność w tych naszych doświadczeniach i przede wszystkim starać się nie dawać wykorzystywać, choć doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że sytuacja nam nie sprzyja. Dobrze byłoby też pozbyć się kompleksów związanych z brakiem wyższego wykształcenia. To, że go nie masz, nie oznacza, że nigdy nie osiągniesz satysfakcji finansowej. Dyplom często o niczym nie świadczy (choć bywa pomocny), a to, czy się będziesz spełniać zawodowo, zależy wyłącznie od kwestii indywidualnych...od Ciebie. Spróbuj sam ocenić, czy potrzebujesz do tego skończenia studiów.

Na pewno jesteśmy wyjątkowym pokoleniem. W dużej mierze dzięki rozwojowi multimediów. Wchodzimy na rynek pracy i musimy znaleźć wspólny język z pokoleniem X, co często bywa trudne. Dla nich jesteśmy niecierpliwymi dziwolągami, którzy nie wiedzą czego chcą i nie mogą usiedzieć w miejscu. Ogólnie raczej nie mają dobrego o nas zdania, ale cóż się dziwić skoro według socjologów jesteśmy lepsi, a jak wiadomo konkurencji po prostu nie da się lubić. Starajmy się jednak włożyć trochę wysiłku i często przyznać rację naszym starszym kolegom szanując ich doświadczenie i traktując ich jak kogoś, od kogo można się wiele nauczyć. Pamiętajmy przy tym o sobie i własnych potrzebach.

Macie ode mnie błogosławieństwo na drodze w podboju świata! :)



I'm useless but not for long, the future is coming on!



 
 

niedziela, 17 listopada 2013

A Ty kim chciałeś zostać w przyszłości?

Przenieśmy się do czasów odległych, w naszym rozumowaniu prehistorycznych. Mając kilka lat niewiele jeszcze możemy o sobie powiedzieć. Wtedy już jednak wiemy, co nam sprawia frajdę, a co zwyczajnie nudzi. Między innymi na tej podstawie dzieci bez żadnego problemu potrafią określić, kim chciałyby zostać w przyszłości. Jak to jest, że gdy realnie trzeba dokonać jakiegoś wyboru, nagle nie jest to już takie oczywiste? 

Mogłabym podawać mnóstwo przykładów ludzi, którzy w momencie wyboru szkoły średniej, a nawet studiów nie wiedzą, co chcą w życiu robić, choć częściej nie wierzą w dokonanie tego, czego chcą. A co z marzeniami z dzieciństwa? Oczywiście mogło zdarzyć się tak, że fascynacja jakimś zawodem z czasem minęła. To, że Tomek zdmuchując świeczki z tortu na swoich piątych urodzinach pomyślał życzenie, że chciałby zostać czerwonym wojownikiem z „Power Rangers” nie oznacza, że po dwudziestu latach nie będzie spełniał się zawodowo jako naczelnik urzędu skarbowego (wiem, przegięłam…).

Jestem przekonana, że jednak w wielu przypadkach marzenia z dzieciństwa nie wzięły się znikąd. Ja przez całą szkołę podstawową chciałam zostać pisarką (moje arcydzieła walają się gdzieś w szufladzie w komodzie w domu rodzinnym) lub nauczycielką. Swój wolny czas spędzałam ochoczo z zeszytem i długopisem. Miałam dziennik z listą znajomych, którym bardzo nieobiektywnie wstawiałam oceny :) Co więcej, frajdę przynosiło mi tworzenie statystyk (!) z wyników w „nauce”. Ale, żebyście od razu na starcie nie wyrobili sobie o mnie zdania zwyczajnej nudziary, powiem Wam w sekrecie (jakkolwiek absurdalnie to brzmi), że najbardziej w zabawie w nauczycielkę, a nawet pisarkę podobała mi się WŁADZA, „realny” wpływ na bieg wydarzeń. Jak to się dalej potoczyło? Na pedagogikę nie poszłam. Nie studiowałam też polonistyki, literatury, czy dziennikarstwa, ale kierunki trochę z tym związane. Dopiero zaczynam zabawę w dorosłość i zbieranie doświadczeń na polu zawodowym. Pracowałam już w kilku miejscach – tych bardziej i mniej związanych ze studiami i doszłam do wniosku, że oprócz władzy bardzo cenię sobie również niezależność. Stąd też pomysł na pisanie bloga jako do tej pory najlepszej odskoczni, która w jakiś sposób może pozwoli mi się określić.

Dosyć o mnie! Znam ludzi o bardziej fascynujących marzeniach i wyobrażeniach siebie z dzieciństwa (choć będąc w zerówce, pamiętam, że ponad połowa dziewczynek na sali odpowiedziała, że chce zostać sprzedawczyniami – pewnie z powodu sklepowych słodyczy). Jedna z koleżanek zawsze marzyła o aktorstwie. Od małego występowała w przedstawieniach szkolnych i kurczę świetnie sobie radziła, naprawdę utalentowane dziecię. Dziś ma lekko ponad dwadzieścia lat. I choć wiem, że nigdy z tych marzeń nie zrezygnowała, nie możecie zobaczyć jej dziś w żadnym filmie, serialu, a nawet reklamie. Mój dziewiętnastoletni dziś sąsiad chciał zostać lekarzem. Myślał o tym poważnie i… na tym się skończyło. Rafał marzył, by stać się piłkarzem lub archeologiem. Jest specem od turystyki i rekreacji (o ile dyplom ukończenia studiów pozwala na takie określenie), ale nie tym, kim zawsze chciał być. Mogłabym tak wymieniać dalej…

Są osoby, które spełniły swoje marzenia z dzieciństwa i realizują się dokładnie w tym, w czym zawsze chciały. Jednak jak patrzę na swoje otoczenie, to mogłabym je policzyć na palcach jednej ręki. Zatem dlaczego nie podążaliśmy do końca za swoimi marzeniami? Co się stało, że wybieramy kierunek czasem zupełnie przeciwny do tego, który sobie kiedyś tam siedząc na nocniku wymarzyliśmy? Mam kilka teorii na ten temat, ale to zostawię sobie na później.
źródło: kobieta.onet.pl
Teraz brutalnie. Wyobraź sobie, że tuż przed Tobą stoi sześcioletni Ty. Ok, a teraz zapytaj tego szkraba, kim chce zostać w przyszłości. Odpowiada Ci z ogromnym zapałem i błyskiem w oczach.  A teraz powiedz mu, kim jesteś. Zawiodłeś czy uszczęśliwiłeś samego siebie? Jakakolwiek byłaby odpowiedź na to pytanie – nie załamuj się. Oczywiście nie możesz trwać w sytuacji, w której nie czujesz się dobrze. To Cię niszczy. Natomiast nawet jeśli z jakichś powodów (ale jak to nie ma Zordona?) spełnienie Twego marzenia z dzieciństwa w żadnym wypadku nie może się spełnić - jest masa innych bardziej lub mniej podobnych rzeczy, które okażą się dla Ciebie odpowiednie. Kiedyś ktoś powiedział: „Wielki ten, kto chociaż dąży do rzeczy wielkich”. Nie wszystko może pójść dokładnie po Twojej myśli, ale hej! - póki jesteś młody, nie poddawaj się. Cierpliwości i motywacji … tego Tobie i sobie życzę :)