Pierwszy post w
Nowym Roku. Co prawda trochę ostatnio zaniedbałam tego bloga, ale to siła
wyższa. Początek 2014 r. przyniósł mi wiele zmian. Piszę już z Białegostoku, z
blokowiska na Warszawskiej. Pożegnałam Trójmiasto z wielkim smutkiem, ale
jednocześnie z radością, bo oto wróciła córka marnotrawna. I muszę powiedzieć,
że przywitanie i pierwszy miesiąc tu przerosły moje oczekiwania.
Słucham Radia Białystok, w którym właśnie
rozbrzmiewa aksamitny głos Anny Marii Jopek, a za oknem (oprócz
czteropiętrowego bloku z wielkiej płyty) piękne, bezchmurne niebo i szereg
samochodów uśpionych pod kołdrą z białego puchu. Od razu przypomina mi się dzieciństwo, gdy
zima przynosiła tyle radości. Dziś to udręka i z niecierpliwością czekam na
wiosnę, ale może powinnam zmienić nastawienie i cieszyć się tym, co mam. Przecież
jest naprawdę pięknie na zewnątrz.
Długo myślałam nad tym, co mądrego
napisać i mam w głowie wiele pomysłów. Ale dziś będzie inaczej. Mniej
patetycznie, ale nie bez kazania :) Napiszę
krótko, zwięźle i na temat. Wychodźcie na podwórko. Bierzcie sanki i jazda na
górkę. Obudźcie w sobie drzemiące w Was dzieci (albo białe niedźwiedzie :)). Obrzucajcie się śnieżkami i
ulepcie bałwana. Wyciśnijcie z tej zimy też coś dla siebie. Cieszcie się nią.